Kampania 1410 – Droga ku Grunwaldowi – rozdział I

Rozdział I – Zamek w Działdowie

Upał lał się z nieba. Słońce wypaliło ziemię. Powietrze drżało od gorąca. Kurz, wzbijany przez maszerującą armię, wirował i opadał niczym złocista mgła nad polami.

Wojsko królewskie, zmęczone długim marszem, dotarło pod wzgórze, na którym wznosił się zamek w Działdowie. Król Władysław Jagiełło siedział w siodle, w milczeniu wpatrując się w warownię. Na horyzoncie majaczyły mury otaczające miasto i twierdzę.

Ceglany zamek górował nad rzeką Wkrą. Potężne wieże strzegły bramy, niewzruszone niczym strażnicy czuwający nad warownią. Wysokie, czworoboczne baszty, zbudowane z grubego muru i zwieńczone krenelażem, dominowały nad okolicą, budząc respekt każdego, kto się do nich zbliżał.

U stóp twierdzy ciągnęły się domy rzemieślników, jatki, karczma i kościół. Mieszkańcy witali armię wiwatami, choć w niejednym spojrzeniu czaił się niepokój.

Król dostrzegł szeroki rów otaczający warownię. Fosa, niegdyś pełna wody, w wielu miejscach niemal wyschła. Płytkie fragmenty i przerwane odcinki ułatwiały wojsku przedarcie się bliżej murów.

Mikołaj z Michałowa, wojewoda sandomierski, poprawił miecz przy pasie.

— Załoga nieliczna. Większość bractwa zakonnego zapewne jest pod Grunwaldem — powiedział.
— Ci, którzy zostali, nie rzucą broni — odezwał się Mikołaj Trąba, podkanclerzy koronny, spoglądając na króla. — Duma nie pozwala im się poddać.

Jagiełło zmrużył oczy.

— Rycerze zakonni zawsze pewni siebie — powiedział spokojnie. — Nawet gdy stoją nad przepaścią, wciąż wierzą, że to wróg runie pierwszy. Jednak dzisiaj nie damy im szansy!

Król spojrzał na swój cień, który na spękanej ziemi zdawał się dzielić, jakby obok niego stał drugi władca. Król Litwy .Słońce świeciło w zenicie.

Dźwięk rogu rozdarł powietrze jak bojowy okrzyk. Wojsko królewskie ruszyło do szturmu.

🔥 Szturm na zamek

Taran uderzył w bramę. Dudniący odgłos wstrząsnął zamkiem, niosąc się echem po murach.

— Jeszcze raz! — rozkazał wojewoda.

Kolejne uderzenie. Drewno zatrzeszczało, posypały się drzazgi, belki pękały. Trzeci cios rozdarł wrota.

Konnica wdarła się na dziedziniec. Rozbrzmiało rżenie koni, szczęk oręża, krzyki rannych.

⚔️Walka o zamek

Prokurator walczył jak wściekły wilk, dając przykład swoim braciom. Krzyżacy stali ramię w ramię, tarcza przy tarczy, zaciekle odpierając ataki.

Kłuli w bok, pchali w pierś, roztrzaskiwali tarcze toporami. Ich klingi ślizgały się po napierśnikach, przebijały kolczugi, cięły ciała.

Polscy rycerze napierali, lecz obrońcy zamku bronili się z furią. Królestwo i zakon starły się niczym dwa rozwścieczone zwierzęta.

Wysoki zakonnik ciął mieczem w hełmy polskich i litewskich rycerzy. Jego klinga świstała, raz za razem dochodząc celu. Krew lała się na biały płaszcz, plamiąc go ciemnym szkarłatem.

Zaraz wszystkich wytnie.

Juryta Montwidowicz z Rosień poruszał się inaczej niż pozostali. Nie atakował wprost, nie ścierał się w zwarciu.

Przed nim rosły Krzyżak roztrzaskał tarczę najemnego rycerza. Klinga zatopiła się w piersi ofiary aż po rękojeść. Mężczyzna padł bez życia. Juryta ruszył.

Zakonnik odwrócił się z uniesionym mieczem.

Ciął z całej siły. Młody rycerz zrobił unik. Klinga przecięła powietrze nad jego głową. Potem Krzyżak pchnął prosto w pierś.

Juryta zamarkował, jakby miał runąć, po czym błyskawicznie się odchylił. Moment później jego miecz znalazł się pod ramieniem wroga.

Widział zdziwienie na twarzy zakonnika, kiedy klinga odnalazła szczelinę w pancerzu.

Krzyżak zacharczał. Próbował uderzyć, ale dłoń opadła bez siły. Osunął się na kolana. Juryta patrzył na konającego wojownika.

— Nie różnimy się tak bardzo — pomyślał. — Wojna zrobiła z nas narzędzia. Śmierć stała się naszym przeznaczeniem.

🏹 Rozkaz króla

Jagiełło widząc brutalność walki, nie chcąc tracić więcej ludzi, krzyknął:

— Kusznicy!

Wojewoda sandomierski ustawił oddział i wydał rozkaz:

— Strzelać!

Bełty świsnęły w powietrzu. Trafiały w pancerze, przebijały gardła, rozrywały ciała. Niektóre odbijały się od hełmów, ale też wbijały się w oczy. Wszystkie niosły śmierć. Białe płaszcze dumnych rycerzy spływały purpurą. Niektórzy wciąż stali, próbując walczyć, choć strzały sterczały im z piersi jak szkarłatne ciernie. Inni padali bez życia, ich miecze wypadały z dłoni.

🏴 Koniec bitwy

Jagiełło podjechał na środek dziedzińca. Prokurator zamku, zraniony, osunął się na jedno kolano. Krew ciekła mu z ust, ale mimo to spojrzał na króla z pogardą.

— To jeszcze nie koniec… Litwinie… — wychrypiał. — Boży porządek powróci… Wasze zwycięstwo jest tylko chwilą…

Jagiełło patrzył na niego spokojnie.

— Nie bluźnij, zakonniku — powiedział cicho, lecz stanowczo. — Wasz porządek to śmierć i cierpienie. Mordowaliście w imię Boga, paliliście wsie, grabiliście ziemię, która was przyjęła. Teraz… Bóg was osądzi.

Krzyżak spróbował unieść miecz, ale siły go opuściły. Jego palce rozwarły się powoli, ostrze z brzękiem uderzyło o kamienie. Ostatni oddech wyrwał się z jego piersi.

Jagiełło przez chwilę patrzył na martwego rycerza. Potem uniósł wzrok na dziedziniec. Ciała leżały wszędzie. W powietrzu unosił się zapach krwi i spalenizny.

— Jutro ruszamy na Dąbrówno. Kolejne miecze. Kolejna krew.

C.D.N.

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Otwórz książkę i czytaj...

…przekonasz się po chwili, że dobrze zrobiłeś, ponieważ, nie ma złych książek, są te nieprzeczytane.”

Adam Koss

Newsletter

Shopping Cart