Kampania 1410 – Droga ku Grunwaldowi – rozdział II – część I

🔥 Rozdział II – Dąbrówno 🔥

⚔️ Cisza przed burzą

Król nie świętował po zwycięstwie. Spieszył się i nie pozwalał sobie na odpoczynek. Po zdobyciu Działdowa armia ruszyła natychmiast. Następnym celem stało się Dąbrówno.
Słońce przygasało. Nie paliło już tak mocno jak w południe. Żar dnia powoli ustępował, lecz w powietrzu wciąż unosił się ciężki, letni skwar. Zbroje przestawały parzyć, a konie ruszały żwawiej.
Po kilku godzinach marszu dotarli pod Dąbrówno. Czerwone niebo płonęło odbitym światłem zachodu, rzucając upiorny blask na kamienne mury. Miasto tonęło w poświacie przypominającej pożar, który dopiero miał wybuchnąć.
Zbrojni poili konie, jedli w milczeniu, ostrzyli broń. Nikt nie mówił głośno. Rozmowy toczyły się szeptem – o jutrzejszym szturmie, o tym, co ich czekało.
Niektórzy kładli się na ziemi, szukając chwili odpoczynku, lecz żaden sen nie przynosił ukojenia.
Jagiełło również spał pod gołym niebem.

⚔️ Dąbrówno czekało w napięciu

Za murami czuwały setki oczu.
Gdzieś w ciemności zaszurały zbroje strażników. Słychać było kroki przemieszczających się wartowników. Po blankach przesuwały się światła pochodni, migocząc niczym gwiazdy uwięzione na kamiennych basztach.
Z wnętrza twierdzy dobiegał głuchy stukot młotów. Kowale jeszcze tej nocy ostrzyli miecze i naprawiali pancerze dla tych, którzy jutro mieli umrzeć.
Na dziedzińcach Krzyżacy wzmacniali palisady, ustawiali ciężkie kusze na wieżach. Przygotowano beczki ze smołą, gotowe w każdej chwili spłynąć po murach na głowy szturmujących.
Obrońcy czuwali.
Konie rżały, zbroje szczękały, rycerze szeptali.

⚔️ Szturm na mury

Jagiełło spojrzał na niebo. Gęste chmury przysłaniały pierwsze promienie słońca. Poranek zapowiadał się ciężko i duszno.Powietrze pachniało burzą. Pierwsze krople deszczu spadły na napięte twarze wojowników.
Lekka konnica i łucznicy ruszyli pierwsi. W milczeniu zbliżyli się do murów.
Juryta prowadził. Jakusz i Mścisław trzymali się tuż za nim. Stanowili nierozłączną trójkę. Wychowali się razem w Rosieniach, jednym z najważniejszych litewskich grodów. Ich rody wywodziły się ze starej szlachty, której rodowód sięgał pokoleń wojowników.
Już jako chłopcy uczyli się władania bronią i bitewnych forteli. Mieli zaledwie osiemnaście lat, lecz przewyższali sprytem i zręcznością wielu doświadczonych rycerzy. Tworzyli zgrany tercet, którego nikt nie mógł lekceważyć.

⚔️ Wspinaczka na mury

Wspinali się szybko, bezszelestnie.
Juryta czuł pod palcami zimny, mokry kamień. Lina napięła się mocniej, gdy Jakusz podążał tuż za nim. Oddech przyspieszył.
Wspinaczka trwała ledwie chwilę, lecz wydawała się wiecznością.
Niemal dotarł na szczyt, gdy nagle zawahał się.
Co, jeśli strażnik spojrzy w ich stronę? Co, jeśli źle postawi stopę i pociągnie Jakusza w dół? Co, jeśli Krzyżacy na dziedzińcu ich usłyszą i zaatakują, zanim zdążą dobyć broni?
Dłoń zacisnęła się mocniej na linie. Drgnęła. Juryta przełknął ślinę, wziął głęboki oddech i ruszył dalej.
Wspiął się i spojrzał w dół.
Poniżej maszerowali strażnicy, patrolując warownię.
— Juryta! — cichy syk Jakusza przeciął napiętą ciszę.
Chłopcy spojrzeli na siebie i w jednej chwili skoczyli na Krzyżaków.
Strażnicy padli na ziemię, zamroczeni uderzeniem.
Ale nie wszyscy.
Jeden z nich, choć oszołomiony, zdołał się podnieść. Sięgnął po miecz.
Juryta dostrzegł ruch kątem oka. Nie myślał. Działał.
Jeden szybki krok, jedno cięcie.
Klinga przecięła gardło Krzyżaka. Rycerz zacharczał i osunął się na kolana.
Reszta przeciwników nadal próbowała się podnieść, lecz Jakusz i Mścisław dopadli ich.
Po krótkiej walce Krzyżacy upadli. Tym razem już nie wstali.

⚔️ Walka o bramę

Młodzi wojownicy pobiegli w stronę wrót, by je otworzyć.
Wtedy ich zobaczyli.
Duży oddział strażników.
Nie mieli wyboru. Musieli walczyć.
Krzyżaccy ciężkozbrojni na moment osłabli z zaskoczenia.
Juryta uderzył pierwszy, zwalając przeciwnika na ziemię.
Jakusz i Mścisław poszli w jego ślady.
Trzech młodych wojowników – może jeszcze nie pasowanych na rycerzy, ale gotowych na śmierć – stanęło przeciwko stali i doświadczeniu Zakonu.
Nie cofnęli się.
Jednak przewaga liczebna przeciwników szybko dawała o sobie znać.
Juryta i jego kompani bronili się zaciekle, odbijając ciosy i stosując bitewne fortele.
Uniki, szybkie pchnięcia i zwody pozwalały im przetrwać.
Z każdym ruchem oddalali się od bramy.
Krzyżacy ścisnęli krąg, biorąc ich w kleszcze.
Juryta krzyknął:
— Bić! Zabić!
Podrywając druhów do walki na śmierć i życie.
Ciosy odbijały się od mieczy.
Krzyżacy zwarli szyki, otaczając ich coraz ciaśniej.
Trzech chłopców przeciwko ścianie stali i żelaza.
Nie mieli szans.
Juryta na ułamek sekundy zastygł.
Czy to koniec?
Serce dudniło mu w piersi, oddech rwał się w płucach.
Mocniej zacisnął dłoń na rękojeści miecza.
Wtedy coś poruszyło się na murze.
Na jego krawędzi zamajaczyły sylwetki.
Przez krótką chwilę zdawały się jedynie cieniami na tle nocnego nieba –
aż nagle skoczyły w dół, wprost w wir walki.

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Otwórz książkę i czytaj...

…przekonasz się po chwili, że dobrze zrobiłeś, ponieważ, nie ma złych książek, są te nieprzeczytane.”

Adam Koss

Newsletter

Shopping Cart