Franek otworzył oczy i długo wodził wzrokiem po miejscu, w którym obecnie się znajdował, by ostatecznie stwierdzić:
– To nie jest moja cela.
Ku jego zdziwieniu, drzwi nagle się otworzyły i stanęły w nich dwie osoby odziane w długie, białe fartuchy. Powoli zmierzały w jego kierunku.
Chcąc dobrze zobaczyć, cóż za aniołowie przychodzą go powitać, Franek usiadł na łóżku.
Para zatrzymała się tuż przed nim – młoda kobieta i starszy, siwy jak gołąbek, jegomość.
– Jak się pan czuje? – zapytał ciepło starszy pan.
– Dobrze – wydukał Franek, zaskoczony tym, jakże miłym dla niego, pytaniem.
– Pani Magdo, proszę zdjąć bandaże – zaordynował doktor spoglądając na ranę.
– Niech pan spróbuje poruszyć palcami.
Franek z grymasem na twarzy wykonał polecenie.
– Dobrze, zakres ruchów prawidłowy. Ma pan dużo szczęścia, rany jakie pan odniósł były głębokie, a tkanka niesamowicie poszarpana. Jednak udało mi się to wszystko zebrać.
– Dziękuję – wyszeptał pacjent.
– Po całkowitym wygojeniu, proszę jak najwięcej ruszać palcami. Najlepiej regularnie ściskać gąbkę lub piłkę do tenisa. Teraz pielęgniarka zdejmie szwy, a jutro wróci pan do więzienia.
Następnego dnia, po powrocie do celi, przywitał go Józef:
– Proszę, proszę, kogo moje oczy widzą! No no, ale się wybyczyłeś. Dwa tygodnie wczasów. Cały turnus! Gdzieśmy to się tak bawili? W Ciechocinku? A może Cetniewie? – żartował, zadowolony z powrotu kumpla.
Franek nie odpowiedział, usiadł na pryczy i wodził palcami po nabrzmiałych, różowych szramach zdobiących jego prawą dłoń.
– Muszę wynająć papugę! – Wstał energicznie i rozpoczął pospieszną wędrówkę po celi.
– Po co?
– Właśnie coś sobie przypomniałem.
– Co takiego?
– Ano to, że nie zabiłem Kasi!
Józef szczerze się roześmiał.
– Jasne! Posłuchaj kumplu, tu nikt nie zrobił tego za co siedzi.
– Ja nie żartuję! – krzyknął wzburzony.
Jego rozmówca spoważniał gwałtownie. Po chwili przemówił znowu:
– Tu w pudle nikogo nie znajdziesz, ale mogę zasięgnąć języka.
Józek miał niewiele okazji na zwykłą rozmowę z Frankiem, a już wydusić z niego coś związanego ze sprawą – to graniczyło z cudem. Teraz, wykorzystując szansę, zapytał:
– Co za papuga cię bronił?
– Albin Jak.
– Masz do niego telefon?
– Tak.
– Zadzwoń.
– On mnie nie bronił tylko kurwa wsadził! – zirytował się.
– Bo był z urzędu. Jak poczuje szmal to będzie cię bronił.
Nie widząc innej opcji, posłuchał rady kumpla i skontaktował się z adwokatem, prosząc o rozmowę. Ten zgodził się i po miesiącu przybył do więzienia. Kiedy wchodził do sali przesłuchań, Franciszek już go oczekiwał, siedząc posępnie przy stoliku.
– O! Franek to ty? Jaka zmiana… ogoliłeś głowę?
– Tak – odpowiedział i wstał, aby się przywitać.
– Jakbym zobaczył zupełnie innego faceta. Zmężniałeś. Gdzie się podział dawny Zibro, co?
Skazany pokiwał tylko głową i oznajmił:
– Siłowni tu nie ma, sali ćwiczeń też. Zostało mi robienie pompek i podciąganie się na rurze w kiblu. Nie chcę wyglądać jak łajza.
– Słyszałem o twoich wyczynach! Teraz w pace jesteś autorytetem.
Bohater z niewzruszonym wyrazem twarzy odpowiedział:
– Nie zabiegałem o to.
Adwokat Albin Jak fuknął:
– Skromny jesteś, ale przynajmniej masz spokój. Boją się ciebie. No dobrze to jak tam ręce? – nonszalancko zmienił temat mecenas.
Franek wysunął je przed siebie. Prawnik zrobił wielkie oczy.
– Możesz ruszać?
Franek pochwalił się całym zakresem ruchów we wszystkie możliwe strony.
– Niesłychane! Bardzo dobrze, jednak te blizny są paskudne.
– To nieistotne – bąknął Franek. – Najważniejsze, że mogę ruszać palcami.
Mężczyźni usiedli. Adwokat wyciągnął z nesesera notatnik i długopis.
– No to opowiadaj, co tam masz ciekawego.
– Tego feralnego dnia, jeszcze ktoś tam był.
– O! Doprawdy? Pamiętasz, kto taki?
– Tak, to był młody mężczyzna.
– Ile lat?
– 30 może 32.
– No, no, świetnie, powraca ci pamięć. Proszę, jak to więzienie szybko przywraca pamięć. To może nawet pamiętasz jak gość się nazywa?
– Niestety, nie mogę sobie przypomnieć.
– Widziałeś go już wcześniej?
– Nie, wtedy po raz pierwszy się widzieliśmy.
– A denatka go znała?
– Tak. Teraz to wiem, wtedy tak nie myślałem.
– Musiała go znać! Okej… co robiliście?
– Jak to co? Raczyliśmy się wyśmienitymi drinkami.
– I to wszystko?
– No, co jakiś czas paliliśmy.
– Papierosy?
– Też, ale głównie marychę.
– Nie żałowaliście sobie – skomentował adwokat. – Co jeszcze?
Franek gładził się po głowie. Marszczył przy tym czoło, ściągając brwi. Adwokat widząc zakłopotanie klienta sprecyzował pytanie:
– To może pamiętasz, co w tamtej chwili robiła denatka?
Franek zapowietrzył się, nie wiedząc co ma odpowiedzieć. Albin spróbował doprecyzować pytanie:
-Śmiała się? Płakała? Może dostała ataku histerii i kłóciła się z tobą? Albo z nim…? No do cholery Franek, przecież mnie tam nie było! Tańczyła? Robiła striptiz, kręciła tyłkiem?
– Tak! – krzyknął nagle więzień.
Adwokat spojrzał z uśmiechem:
– Tak? Co tak?
– Tańczyła! Lubiła tańczyć, a przy tym rozbierała się.
– Czyli zrobiła wam striptiz.
– Nie nam, tylko sobie. Lubiła być w centrum uwagi. To była niesamowita kobieta, będzie mi jej brakować. Daj spokój, wraz z jej śmiercią skończyła się twoja miłość, a zaczęły kłopoty. Jeśli chcesz wznowienia sprawy, to powinieneś ujawnić nowe fakty lub dowody, nieznane wcześniej sądowi. Wskazujące, oczywiście, że nie popełniłeś danego czynu.
– Dalej, odśwież pamięć. Inteligentny z ciebie facet,
Bohater przywarł plecami do oparcia krzesła i przymknął oczy. Na sali przesłuchań, jak makiem zasiał, zapanowała idealna cisza.
– Rozmawiała! – wykrzyknął euforycznie. – Ciągle gadała z tym facetem! – cisza rozjaśniła mu pamięć.
Franek bardzo powoli odtwarzał w pamięci epizody z tej ostatniej, spędzonej z ukochaną kobietą i nieznajomym mężczyzną, nocy.
– Zachowywali się zbyt swobodnie – dodał.
– Przyklejała się do niego? W twojej obecności? – zapytał adwokat.
– O tak, adorowała go.
– To lepiej nie będziemy go szukać – stwierdził prawnik.
– Panie mecenasie! Co pan?! Trzeba go znaleźć! – wrzasnął Franek.
– Dla sądu to będzie jawny motyw! – Albin huknął donośnie, w niczym nie ustępując klientowi. – Zazdrość! To był twój motyw przewodni do zbrodni!
– To pan mi nie wierzy?
– Wierzę, czy nie. To nie ma żadnego znaczenia. Sąd ma ci uwierzyć. A jak na razie to słabo to widzę..
– Przecież jej nie zabiłem!
– Na pewno, przecież byłeś pijany.
– Wszyscy byliśmy najebani jak patefony. Ale ja nie jestem mordercą, znam siebie.
– O, to świetnie! Ja tak o sobie nie mogę powiedzieć – z ironią skomentował prawnik.
Franek zacisnął usta. W jego oczach jarzył się gniew, a twarz przykryła purpura. Niczym upiór wlepił wzrok w Albina Jaka i wycedził przez zęby:
– Nie żartuj ze mnie, mecenasie.
Adwokat pobladł i zsunął się z krzesła, nie mogąc wydusić słowa. Franek złapał go za rękę i szarpnął. Rękaw ciemnej sztruksowej marynarki zatrzeszczał w szwach. W końcu adwokat usiadł prosto i nerwowo poprawił krawat, który nieoczekiwanie zaczął być za ciasny. Skazany pochylił się do niego i rzucił, patrząc mu prosto w oczy:
– Widzisz te blizny? – pokazał dłonie – Dotknij!
Źrenice prawnika rozszerzyły się na widok szpecących szram. Przemógł się jednak i z grymasem na twarzy przejechał opuszkami po wyciągniętych rękach klienta.
– W więzieniu przypomniałem sobie parę szczegółów – przemówił skazaniec. Kiedy wyszarpnąłem nóż z ręki Cześka, nie czułem bólu. Stanęła mi za to przed oczami Kasia.
– I co w związku z tym? – zapytał poirytowany mecenas.
Skazany spojrzał dzikim spojrzeniem i wyszeptał:
– Ona trzymała w ręku nóż…