Skazany część VI

Damir Tanga nie zamierzał pozostawić przyjaciela bez wsparcia. Zadbał, by przez cały ten czas, jego zaufany człowiek działający na terenie Polski ani na chwilę nie spuszczał z oka Albina Jaka. Po zebraniu wystarczającej ilości informacji, zapukał do jego drzwi, przeprowadzając rzeczową rozmowę. Potem odwiedził Franka w więzieniu. Ten od razu rozpoznał agenta Alberta, który pracował jako przedstawiciel handlowy Textilimpeksu, latając między Polską a Indonezją. Po gorącym przywitaniu wywiązał się między nimi dialog. Albert słabo mówił po polsku, na całe szczęście Franek nigdy nie miał problemu z angielskim:
– Nie martw się, wyciągniemy cię z tego szamba – skwitował optymistycznie agent. – Wasze prawo działa podobnie jak w Indonezji. Wiemy co mamy robić.
Franek podrapał się za uchem i odparł:

– E tam, u nas jest gorszy syf! Nawet w najodleglejszych zakątkach świata nie ma tak niesprawiedliwego prawa, jak tutaj.

– Ale Ty nie siedzisz gdzieś na krańcach świata tylko w Polsce, a my cię z niej wyciągniemy, dokładnie na ten kraniec świata. Tam już nikt cię nie znajdzie. Spokojna głowa.

– Dobre sobie – żachnął się Franek. – Ten mecenas Jak jest niezwykle pazerny – stwierdził w końcu, próbując zejść z tematu.

Albert popatrzył spokojnie na rozmówcę czarnymi oczami i po chwili odparł:
– To dobrze. Przecież wiesz, jak mamona robi ludziom mydło z mózgu. Dzięki temu nic nie będzie podejrzewał.

– Zażądałem od niego, że chcę zobaczyć świadka! – Skazany znów zaczynał się nakręcać.

– Wiem.

– No i co powiedział?

– Że to nie będzie możliwe.

– Co?! Kurwa! No to jestem w czarnej dupie!

– Niezupełnie. 

– A kiedy będzie rozprawa? 

– W poniedziałek za tydzień.

– Tak szybko? O żeż ty w mordę kopany! Ten skurwiel nawet nie raczył mnie poinformować!

Franek wstał, odbył furiacki spacer po pokoju przesłuchań, po czym znów usiadł przy stole. Próbując zachować spokój, zadał w końcu pytanie:

– Dowiedziałeś się czegoś konkretnego? 

– Mogę cię uspokoić. Wiem, że znalazł świadka, który będzie przesłuchiwany w sprawie. Sprawdziłem to. Natomiast nie wiem, co zezna.
Franek nerwowo oparł się o krzesło, wyprężył ciało i zaczął krzyczeć:

– To szelma, łajdak! Nie obronił mnie za pierwszym razem to i nie obroni teraz! Chodzi mu tylko o wyłudzenie szmalu! To wyrachowany łajdak! Jeden milion dolarów, dać takiej szelmie, za nic! – Zapomniał już o samokontroli. Wykrzykiwał bez opamiętania wszystko, co tylko przyszło mu do głowy.

– Kasa to najmniejszy problem. – Albert wciąż zachowywał stoicki spokój

– Ale po co gnidzie tak sprzyjać?! W dodatku za taką kasę! Jemu należy się konkretna nauczka!

Franek nie mógł przeboleć takiej hojności ze strony Damira.
– Opanuj się i posłuchaj – oznajmił Albert – pieniądze są na koncie w Szwajcarii.    

– Wiem, powiedział mi. I co z tego? Kto mu je teraz zabierze?
Na ustach agenta zagościł uśmiech.      

– Jest to na swój sposób bardzo wyrachowany manewr.
Źrenice słuchającego Franka rozszerzyły się i przemknęła mu przez myśl iskierka zrozumienia:      

– Założyliście mu nowe konto?! 

– Pomogliśmy mu tylko przyspieszyć pewne procesy. Rozumiesz – dla jego własnego bezpieczeństwa. Żeby nikt się przypadkiem nie zainteresował, jak wszedł w posiadanie tak dużej sumy poza nadzorem państwa – opowiadał Albert.

– Czyli on nawet nie wie, że nie może zarządzać kontem. Może to robić tylko firma Damira, prawda? – Franek dopowiedział całą historię. – Muszę przyznać, że to naprawdę cwane posunięcie – dodał.

– Tak więc nie martw się o pieniądze, bo nie dostanie ani centa, jeśli nie załatwi ułaskawienia. 

– Dobra, przyznam, że trochę mnie uspokoiłeś – twarz więźnia wyraźnie się rozluźniła.

– Także teraz ogarnij się, trzymaj nerwy na wodzy i zachowuj normalnie. Nie wolno ci dać po sobie poznać, że coś planujemy – powiedział Albert. – Poczekamy do sprawy.

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *